1 mar 2015

City of Angels

Z tęsknoty za latem, oraz faktu, że od ostatniej podróży minęło sporo czasu, postanowiłyśmy wybrać się na weekend do Los Angeles. Dobrze się złożyło, bo 16 lutego obchodzony był Dzień Prezydenta; nie jest to jakieś wielkie święto, ale niektórzy tego dnia mają wolne, miałyśmy to szczęście, że tego dnia nie musiałyśmy pracować i mogłyśmy mieć dodatkowy dzień w Californii. „Długi weekend” naprawdę minął niesamowicie szybko i był bardzo intensywny, a to dlatego, że miałyśmy mnóstwo zaplanowane!
Na miejsce dotarłyśmy w czwartek późnym wieczorem, ponieważ z LAX do Santa Monica (gdzie zatrzymałyśmy się w hotelu) musiałyśmy dostać się autobusem. Planowałyśmy wypożyczyć auto, ale jako że byłyśmy tylko we dwie i żadna z nas nie ma powyżej 25 lat, nie bardzo się to opłacało. Zdecydowałyśmy się więc poruszać komunikacją miejską, która wbrew temu co słyszałyśmy od niektórych osób jest całkiem dobrze rozwinięta, po prostu Los Angeles jest bardzo rozległe i dotarcie z jednego miejsca do drugiego zajmuje sporo czasu. Nasz wyjazd był dość napięty i szczegółowo zaplanowany, gdyż musiałyśmy zsynchronizować nasze plany z rozkładem jazdy autobusów. Pierwszym punktem było zwiedzanie Warner Bros. Studio.  Jako, że jesteśmy ogromnymi fankami „Przyjaciół” po prostu nie mogłyśmy się doczekać , żeby zobaczyć Central Perk i usiąść na słynnej kanapie! Cały tour trwał ok. dwie i pół godziny, zaczęliśmy od obejrzenia krótkiego filmu o historii Warner Bros a następnie razem z grupą kilku osób i przewodnikiem rozpoczęliśmy zwiedzanie. Oprócz planów filmowych znanych z różnych seriali, tv show, filmów czy reklam, widziałyśmy wystawy rekwizytów z serii filmów Harry Potter oraz Batman. Na koniec miałyśmy możliwość dowiedzieć się jak kręcony jest sitcom i zobaczyć z bliska plan serialu Big Bang Theory(dla zainteresowanych: na stronie tvtickets.com można zdobyć darmowe bilety na widownie tego i innych kręconych w studio programów).

Kolejnym miejscem na liście był Hollywood Sign. Z Burbank do Hollywood Hills wybrałyśmy się na piechotę, bo stwierdziłyśmy, że nie ma sensu czekać 40 minut na autobus, skoro przez ten czas możemy dotrzeć na miejsce! Poza tym to jedyne 5 mil (ok.8 km), przez większość czasu pod górę, ale przecież co to dla nas! I mimo, że podczas tego spaceru miałam(Dominika)chwile kryzysu to jestem z siebie dumna, że dałam radę, a na miejscu patrząc na widoki i oglądając zachód słońca mogę powiedzieć, że było warto i w sumie nie nie było tak najgorzej. W drodze powrotnej do hotelu zrobiłyśmy jeszcze przystanek na Hollywood Blvd.


Kolejny dzień rozpoczęłyśmy od Santa Monica Pier gdzie m.in swój koniec ma słynna droga 66, można podziwiać widok z diabelskiego młyna w Pacific Park a fani Forest'a Gump'a mogą zjeść krewetki w "Bubba  Gump Shrimp Co."Stamtąd udałyśmy się w kierunku Beverly Hills oraz zrobiłyśmy małe zakupy na Rodeo Drive(niestety stać nas było jedynie na kawę w Starbucks).


Następnym miejscem na naszej liście tego dnia, był lunch w Downtown LA. Poza smacznym burgerem w stylizowanej na lata 60-te restauracji oraz wizycie w bardzo oryginalnej księgarni "The Last Bookstore", Downtown nie zrobiło na nas żadnego wrażenia, poza kilkoma palmami i wieżowcami, miałyśmy poczucie że jesteśmy tam tylko my i bezdomni. Nasze telefony nie ułatwiały nam życia, pół godziny krążyłyśmy między dwiema ulicami szukając przystanku do Griffith Observatory, pokazując, że dotarłyśmy na miejsce mimo, że żadnego przystanku tam nie było! GPS zapomniał dodać, że przystanek ten, znajduję się w tym miejscu ale pod ziemią!(komunikacja miejska w LA, czyli autobusy i transport podziemny nosi nazwę "metro", więc zarówno nam jak i gps'owi zajeło trochę czasu na domyślenie się że chodzi o metro "metro" a nie autobus"metro").     No, ale naszego wyjazdu oczywiście nie można by było zaliczyć do udanych, gdybyśmy w którymś momencie się nie zgubiły.






















Gdy w końcu udało nam się dotrzeć do obserwatorium, mogłyśmy podziwiać panoramę miasta nocą. Genialny widok! Jako, że nasz autobus do hotelu odjeżdżał z Hollywood Blvd. miałyśmy chwilę czasu, żeby ostatni raz przejść się po "Walk of Fame". W tym dniu ulice przy Dobly Theatre zostały zamknięte(na nasze nieszczęście, bo musiałyśmy szukać innego przystanku)  z powodu zbliżających się Oskarów(btw: w tym roku było nam dane obejrzeć rozdanie nagród o normalnej porze,yeey!).

Lot powrotny miałyśmy w poniedziałkowy wieczór, więc całe przedpołudnie spędziłyśmy jeżdżąc rowerami(które wypożyczyłyśmy od sympatycznego Pana, który przybył aż z Holandii aby otworzyć wypożyczalnie) między Santa Monica a Venice Beach, marząc aby nie musieć wracać do zasypanego śniegiem Denver. Największe wrażenie z całego pobytu zrobiły na nas właśnie Santa Monica & Venice Beach.  Szkoda tylko, że nie miałyśmy więcej czasu aby poleżeć bezczynnie na plaży! 



Więcej zdjęć z naszego wyjazdu, jak zwykle w zakładce "zdjęcia", możecie też sprawdzić za kilka dni kanał na Youtube, bo filmik się powoli składa.



                                                                        Dominika & Sara 

2 komentarze:

  1. Dziewczyny! Uwielbiam wasze relacje z podróży oraz zdjęcia (wlaśnie, kto je robi?:D) ale fajnie by było, gbyście dawały pod koniec wpisu namiary na hostele, mały kosztorys wyjazdu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy! zdjęcia robię ja ;) jasne!, jeśli komuś przydadzą się te wszystkie informację to będziemy dodawać. w następnym poście opiszemy tą praktyczną stronę wyjazdu do LA. Dzięki za sugestię!

      Usuń

How I Moved To The USA. All rights reserved. BLOG DESIGN BY Labinastudio.
Back to Top