18 gru 2015

Thanksgiving tradition - Road Trip!

Dominika: Aby kontynuować tradycję z poprzedniego roku, podczas tegorocznego Święta Dziękczynienia także planowałyśmy road trip. Plany zaczęły powstawać dużo wcześniej, jeszcze podczas mojego pobytu u poprzedniej host rodziny, gdyż wiedziałam, że w tym czasie będę miała wolne. Niestety potem cała sytuacja z rematchem, nic już nie było pewne, mogłam przecież wylądować na drugim końcu stanów! Także perspektywa pozostania w tej samej okolicy i szansa na to, że nasz wyjazd doszedłby do skutku, na czym bardzo mi zależało, przyczyniło się to poniekąd na decyzję wyboru właśnie tej rodziny.
Oczywiście nie było pewności, że będę mogła jechać, niezręcznie było pytać o wolne po tygodniu od przeprowadzki, ale nie miałam nic do stracenia. Nowi hości nie robili większych problemów, więc można było zacząć już oficjalne przygotowania-dokładny plan podróży i znalezienie noclegów. W skład naszej grupy weszło pięć osób, wiadomo więcej osób-mniejsze koszty. Oprócz mnie, Sary, mojej koleżanki z grupy au pair dołączyły do nas dwie dziewczyny(koleżanka koleżanki i jej koleżanka). Zaplanowałyśmy wyruszyć z Los Angeles w środę późnym wieczorem, każda z nas tego dnia pracowała, a chciałyśmy też ominąć korki. Po zabraniu wszystkich, zrobieniu zapasu żywności, byłyśmy gotowe wyruszyć w drogę. I tak o godzinie 23 ruszyłyśmy z L.A w kierunku Zion National Park, który znajduje się na południowym zachodzie stanu Utah. Powierzchnia Parku obejmuje ok 600 km2, z czego największą powierzchnię stanowi Zion Canyon,który ma 25 km długości i 800 m głębokości. Ze względu na swoje unikatowe położenie na połączeniu Colorado Plateau, Great Basin i pustyni Mojave, Park Narodowy Zion obfituje w różnorodną florę i faunę. Na mnie park zrobił ogromne wrażenie, przepiękne miejsce, w którym zdecydowanie chciałabym spędzić więcej czasu! Spędziłyśmy w parku zaledwie kilka godzin. Po zostawieniu samochodu na parkingu, złapałyśmy shuttle bus, który kursuje po parku co 15 minut, tak więc można dojechać do interesującego nas punktu, udać się na hiking i złapać kolejny bus. My postanowiłyśmy dojechać na sam koniec w pierwszej kolejności. Na miejscu dosłownie jakbyśmy przeniosły się w czasie,bo zastała nas zima! Cieszyłam się jak dziecko na widok śniegu, fajna odmiana od nieustającego lata w południowej Californii. Oprócz tego zrobiłyśmy jeszcze kilka przystanków między innymi na Weeping Rock trail, co prawda jest to najkrótszy szlak, ale warty zobaczenia,gdyż kończy się imponującym dużym obszarem, którego kształt powstał w wyniku erozji, coś jak namoknięta gąbka, która następnie wypuszcza powoli wodę, podlewając w ten sposób "wiszące" ogrody a nadmiar wody zapełnia obszar poniżej. 

Ciężko było opuszczać to piękne miejsce, ale nasz plan był dość napięty, więc musiałyśmy ponownie ruszyć w drogę. Kierunek- Lake Powell, rezerwuar na rzece Colorado, stanowi także granicę między stanami Utah i Arizona. Został stworzony przez zalanie Glen Canyon przez Glen Canyon Dam, i doprowadził do powstania Glen Canyon National Recreation Area, które jest obecnie popularnym miejsce na letni wypoczynek. Słynne są też rejsy po jeziorze do Rainbow Bridge, niestety taka atrakcja jest dość kosztowna i zajmuje cały dzień, więc nie mogłyśmy sobie pozwolić na takie przyjemności. 


Po zrobieniu kilku zdjęć, ruszyłyśmy do kolejnego punktu na naszym planie- Horseshoe Bend, czyli meander rzeki Colorado w kształcie podkowy. Miejsce, które również robi ogromne wrażenie, szczególnie o zachodzie słońca, na które było nam dane się załapać!
Po całym dniu wypełnionym co do minuty, byłyśmy wykończone i strasznie głodne. A jako, że był to czwartek- Święto Dziękczynienia, każda z nas marzyła o ciepłej kolacji z indykiem w roli głównej. Postanowiłyśmy więc przed zameldowanie się w hotelu, udać się coś zjeść. Słyszałyśmy wcześniej, że w Denny's popularnej amerykańskiej restauracji mogą mieć specjalne menu na Thanksgiving, tam też postanowiłyśmy się udać! Szczęście nam dopisało i faktycznie serwowali tam typową kolację z indykiem, mashed potatoes, żurawiną, warzywami, pumpkin pie itd. itp. Podekscytowane tym, że jednak nie ominie nas kolacja na Thanksgiving, okropnie głodne, z niecierpliwością czekałyśmy na nasze zamówienia. Cała ta kolacja była też dość dziwnym wydarzeniem. Nie dość, że podanie naszego posiłku zajęło prawie godzinę to trafiła nam się dość specyficzna kelnerka(która chyba pracowała tam za kare) Koleżanka zapytała jej czy może prosić o pudełko, żeby zabrać to co zostało ze sobą, dostała jednak odpowiedź, że oni pudełek nie posiadają, bo właśnie się im skończyły, dziwne, no ale ok. Jedna z dziewczyn jednak dostrzegła, że na blacie mają mnóstwo tekturowych pudełek, zapytała więc innej kelnerki(która była odpowiedzialna za dolewanie wody) czy może prosić o pudełko, ta odparła, ze tak oczywiście, zaraz przyniesie. Po skończonym posiłku przyszedł czas na deser  - ciasto dyniowe! Kelnerka (ta, która nas obsługiwała od początku), podała nam je z informacją, że niestety skończyła im się bita śmietana, więc musimy zjeść bez, no okej, jednak chciałyśmy ją sprawdzić i zapytałyśmy tej drugiej kelnerki, która przyniosła nam te upragnione pudełka, czy rzeczywiście nie mają bitej śmietany. Ta z dziwieniem odparła, że mają i zaraz przyniesie. To już był moment w którym wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, bo nie wiedziałyśmy co się dzieje! Gdy nasze ciasto zostało już udekorowane śmietaną(którą zjadłyśmy od razu)przyszedł czas na pierwszy kęs dyniowego przysmaku... i co? ciasto było zimne, wręcz lodowate! W tym momencie, już się zaczęłam zastanawiać czy czasami nie jesteśmy w jakiejś ukrytej kamerze. Tym razem już nie prosiłyśmy się "naszej wspaniałej" kelnerki, żeby nam to ciasto przygrzała, tylko udałyśmy się prosto do kierownika restauracji, ten od razu zajął  się sprawą i po kilku minutach nasze ciasto do nas wróciło wraz z "naszą" kelnerką, która nas przeprosiła za wszystko i powiedziała, że ciasto jest na jej koszt, no chociaż tyle(do tej pory nie wiem o co jej chodziło). Po całej tej przekomicznej sytuacji nie miałyśmy już naprawdę na nic siły, udałyśmy się więc prosto do łóżek. I oto takim akcentem zakończył się pierwszy dzień naszego road tripu. 


                                                                         Dominika & Sara

2 komentarze:

  1. Jak slicznie! Hahha ciekawe czemu ta kelnerka tak się zachowywala? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było pięknie! A zachowanie kelnerki to chyba tajemnica, której nie uda nam się rozwikłać, ale rozbawiła nas niesamowicie :D

      Usuń

How I Moved To The USA. All rights reserved. BLOG DESIGN BY Labinastudio.
Back to Top