9 lis 2017

Travel Month Part II


Z Nashville wyjechałyśmy wieczorem, bo według naszego planu miałyśmy dotrzeć do Charlotte rano i spędzić tam cały dzień. Nie zdawałyśmy sobie jednak sprawy, że w Atlancie nie mamy tylko postoju, ale musimy zmienić autobus, uświadomiłyśmy to sobie dopiero, gdy dojechałyśmy do Atlanty z dwugodzinnym opóźnieniem, a nasz kolejny autobus już dawno odjechał...bez nas.
I tak znalazłyśmy się w Atlancie na dłużej niż planowałyśmy, szkoda tylko, że była to wizyta nocna, na stacji greyhound'a, w oczekiwaniu na kolejny autobus(bez problemu udało nam się zamienić bilety na kolejny kursujący autobus, plus dostałyśmy jeszcze vochery na posiłek) I tak zamiast spędzić cały dzień w Charlotte, spędziłyśmy tam zaledwie kilka godzin. 
Z Charlotte kolejny autobus, tym razem do Charleston, w którym spędziłyśmy jeden dzień(nie w autobusie w mieście). Do największego i najstarszego miasta w Karolinie Południowej dotarłyśmy późno w nocy, a więc zwiedzanie zaczęłyśmy z samego rana. Jeśli masz jakiekolwiek wyobrażenie o miastach na południu kraju, to Charleston jest właśnie ich idealnym odzwierciedleniem! Jest gorąco, wilgotno, dookoła palmy i urocze, kolorowe domki z bujanymi krzesłami na werandach dokładnie tak, jak ukazane w filmach.
W każdym mieście poruszamy się pieszo -jest to nasza ulubiona forma zwiedzania (i najtańsza), w Charleston nie było inaczej, nasza wędrówka zaczęła się na King Street, gdzie sklepy najbardziej znanych projektantów mieszają się z galeriami sztuki i lokalnymi małymi sklepikami. Na równoległej ulicy, w samym sercu Charleston znajduje się City Market, dla niektórych jest on turystyczną pułapką, dla innych świetnym odzwierciedleniem charakteru starego południa, czasami jest też nazywany "Slave Market", to właśnie tam niewolnicy zaopatrywali jedzenie dla całej plantacji, a dzisiaj jest przepełniony ubraniami, zabawkami, lokalnym rękodziełami np. warto zatrzymać się przy "basket ladies", czyli kobietach które wyplatają koszyki z trzciny.  Zaraz obok znajduje się WaterFront Park, z którego idąc wzdłuż rzeki doszłyśmy do White Point Garden, by później znów odbić w stronę centrum, gdzie spędziłyśmy jeszcze kilka godzin. Charleston, które było trzecie w kolejności zwiedzania, tak naprawdę było pierwszym, które wywarło na nas tak duże wrażenie.

Nasz dzień tradycyjnie zakończył się wejściem na pokład Greyhounda, kolejny cel Savannah, Georgia.  Historia stara jak świat - na miejsce ponownie dotarłyśmy późnym wieczorem, a wcześnie rano zaczęłyśmy zwiedzanie. Nasz airBnB znajdował sie zaraz obok słynnego Forsyth Park, czyli centrum dzielnicy historycznej.  Oprócz przepięknej fontanny w parku, znajduje sie tam kilka pomników dedykowanych konfederacji i hiszpańsko-amerykańskiej wojnie oraz jeden z najstarszych pomnik przyrody w okolicy dąb Candler. Wcześniej wspomniana fontanna to  najczęściej fotografowany symbol Savanny, będąc tam miałyśmy okazję oglądać jedną z sesji, gwiazdy, która na instagramie ma więcej followersów niż my obie wzięte - oto Sasha - comfort dog(miała nawet własne wizytówki!)


Większość czasu spędziłyśmy w historycznej dzielnicy miasta, najciekawsze było to, że wychodząc z jednego mini parku wchodziłyśmy od razu do kolejnego, były one ułożone na planie szachownicy, każdy z nich miał swoją własną małą fonntanę w centrum, a dookoła stare dęby i budynki o różnych stylach architektonicznych od prostego stylu kolonialnego poprzez katedry o wpływach średniowiecznych po akcenty z epoki wiktoriańskiej. ....urokliwe miejsce ....


Kolejna podróż Greyhoundem to nie tylko podróż międzystanowa, ale przede wszystkim podróż, która miała nas przenieść w zupełnie inny świat (w przenośni...i dosłownie)


xoxo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

How I Moved To The USA. All rights reserved. BLOG DESIGN BY Labinastudio.
Back to Top