1 wrz 2014

Podróż i pierwsze dni w USA

Dominika: Ostatnio słabo u mnie z organizacją czasu, a wszystko przez to, że tak wiele się dzieje! Jestem w USA już trzeci tydzień, więc mam sporo zaległości na blogu. Przez chwilę nawet zapomniałam, że go założyłyśmy. Muszę zatem cofnąć się w czasie. Zacznijmy od podróży! Jestem na lotnisku i po raz setny sprawdzam czy wszystko zabrałam (przecież w drodze na lotnisko coś mogło wyparować z walizki) Więc sprawdzam: paszport-jest, wszelki możliwe dokumenty-są, czy zabrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy?- okaże się na miejscu. Czas na ważenie walizki z nadzieją, ze nie przekroczy magicznych 23kg ( wymóg British Airlines) i nie trzeba będzie dopłacać. Jest 22,7 kg czyli idealnie. Niestety nie dla mnie! Z Nowego Jorku lecę do Minnesoty, gdzie dołączę na weekend do mojej host rodziny, która właśnie tam spędza wakacje.
A wymagania amerykańskich linii lotniczych są różne. SouthWest Airlines, za pomocą których dotrę do Minnesoty, ma inne ograniczenia wagowe-22,5 kg. No więc szybkie przepakowanie kilku rzeczy z bagażu głównego do bagażu podręcznego i sprawdzam jeszcze raz. 22,3kg-świetnie! Można się odprawiać. I tutaj też było dosyć zabawnie. Najpierw pani wydaje mi kartę pokładową z nie moim nazwiskiem. Na szczęcie w porę zauważyłam! Więc wracam, wyjaśniam sytuacje, dostaję nowe karty pokładowe (tym razem z moim imieniem i nazwiskiem) tyle tylko, że obie są na lot z Londynu do Nowego Jorku?! Wracam więc jeszcze raz. Wow, za trzecim podejściem w końcu się udało! Czas na najtrudniejszy moment- pożegnanie z bliskimi. Starałam się z całych sił nie rozkleić (nie mam zwyczaju płakać w miejscach publicznych), jednak łezka w oku się zakręciła. So close. Długa kolejka do kontroli bagażowej i kilka dodatkowych minut na pomachanie bliskim..I jesteśmy po drugiej stronie. Jeszcze nie dociera do mnie co tak właściwie się dzieje. Kolejna podróż samolotem, nic nowego! Rozmowy z innymi Au pair, kontrola paszportowa i już jesteśmy na pokładzie samolotu do Londynu.




(2h lotu późnej) Lotnisko Heathrow ( a raczej największy labirynt w jakim dotychczas byłam) Nadal jestem w szoku, że nigdzie nie zabłądziłyśmy (a to jest sukces!). Podróż po całym lotnisku, kolejna kontrola ( serio?), chwila czasu na zjedzenie czegoś i znowu na pokład samolotu. Jako, że leciałyśmy z Londynu nie mogło obyć się bez opóźnienia z powodu pogody (żadna niespodzianka-deszcz w Londynie). Po prawie godzinie siedzenia w samolocie, rozpoczynamy ponad 6 godzinny lot do NYC! 




I tak po długiej i męczącej podróży jesteśmy na miejscu. Jeszcze tylko jedna kontrola (i kolejna ogromna kolejka), trochę nerwów i moja kolej. Podchodzę, podaję paszport i czekam. A pani spoglądając na mój paszport mówi do mnie „dzień dobry”. Trochę zdezorientowana odpowiadam „dzień dobry”. Dwa kolejne pytania po polsku i słyszę „udanego pobytu w USA”. To się nazywa mieć szczęście! Jeszcze tylko odnalezienie walizki. Cóż za radość zobaczyć ją takim stanie w jakim ja nadałam! I jesteśmy. Dołączamy do reszty dziewczyn i czekamy na przedstawiciela z Cultural Care. „Odhaczenie się” na liście, zapakowanie bagaży i kolejna godzina drogi do Training School na Long Island. Po dotarciu na miejsce, otrzymaniu wszystkich informacji, rozkładu zajęć i kluczy do pokoi, nareszcie można wziąć prysznic i położyć się spać. Cudowne 3 godziny snu.. i pobudka. Śniadanie, zajęcia, przerwa na lunch, zajęcia- tak minął pierwszy dzień w szkole. Drugi specjalnie się nie różnił od pierwszego (po za tym, że zajęcia trwały dłużej), jednak były one ciekawsze, a mam tu na myśli zajęcia z komunikacji oraz zajęcia z policjantem. Lekcje w klasach nie należały do najbardziej fascynujących. Przez większość czasu czułam się jak w podstawówce ( czytanie na głos i robinie plakatów) Ale cóż, nie ma wyboru, zajęcia są obowiązkowe. Dlatego fajną odmianą były wspomniane wcześniej zajęcia z komunikacji, przede wszystkim za sprawą osób, które je prowadziły- świetni ludzie! Ostatni dzień zajęć, tym razem czysto praktycznych- lekcje pierwszej pomocy. Ja osobiście tak zaangażowałam się w ratowanie mojego manekina, że nabawiłam się odcisków na dłoniach. Ale udało mi się go uratować! (tak myślę). W tym dniu zajęcia trwały krócej, a to za sprawą wyczekiwanej wycieczki do NYC!!! 









                                                                                                                                                                                                                                                                          Dominika Sara 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

How I Moved To The USA. All rights reserved. BLOG DESIGN BY Labinastudio.
Back to Top